Sporo pracy i twórczej inwencji włożył właściciel warsztatu samochodowego na Białołęce w skonstruowanie instalacji, która… zatruwała powietrze wszystkim dookoła. Strażnicy miejscy z Oddziału Ochrony Środowiska odkryli to miejsce, kierując się… nosem.
Funkcjonariusze Referatu ds. Kontroli Środowiska, którzy 11 kwietnia kontrolowali Białołękę, najpierw poczuli dokuczliwy smród. Dopiero gdy zaczęli poszukiwać jego źródła, zauważyli ciemny dym unoszący się ponad dachami. To doprowadziło ich do jednej z posesji, gdzie mieści się warsztat samochodowy. Przeprowadzili kontrolę. W wyniku podjętych czynności zlokalizowali piec na paliwo stałe. Obok niego stała metalowa beczka, z której gumowym wężem doprowadzany był do paleniska przepracowany olej samochodowy. Jakby tego było mało, obok stał karton wypełniony ścinkami płyt laminowanych, które służyły za opał. Zarówno zużyty olej, jak i płyty laminowane podczas spalania emitują wysoko toksyczne związki, na których wdychanie narażeni byli nie tylko pracownicy zakładu, ale i – otoczenie. Strażnicy nakazali zdemontowanie tej instalacji, a właściciel został ukarany zgodnie z obowiązującymi przepisami.